Dziewięć godzin w Arezzo, jednym z włoskich miasteczek, a nawet bardziej miast. To dużo jak na mały ryneczek, kilka uliczek i katedrę. Pozostała część miasta jest nowoczesna i raczej nie warta uwagi. Zanim się tam pojawiliśmy, zastanawiałam się co zrobię z tym czasem, ale ku naszemu zaskoczeniu miasto okazało się wyjątkowe. Poza zlotem Ferrari - co możecie zobaczyć TU, odbyło się w nim coś na styl biesiady. Wino, sery, makarony, pachnące pieczywo, śmiech i spokój. Restauratorzy powystawiali stoły na środek rynku, a kucharze przygotowywali potrawy przed restauracjami. Na budynkach wokół placu i na uliczkach porozwieszano głośniki i cicho, klasycznie sączyła się z nich kojąca muzyka. Siedziałam, patrzyłam, słuchałam i delektowałam się tą chwilą, zaspokajając wszystkie zmysły. Ile w tym czasie myśli przemknęło przez moją głowę? Ile planów na przyszłość? Ile refleksji? Wystarczająco, żeby poczuć magię tego miejsca i zatrzymać ją na dłużej. Piękne zakończenie pobytu we Włoszech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
przednie kadry!
OdpowiedzUsuńUwielbiam!
OdpowiedzUsuńBeata, zakochałabyś się w tym jedzeniu i tej atmosferze!
Usuń