Byłam na basenie. Niby nic nadzwyczajnego, ale przez ostatnie miesiące a może i w latach trzeba to liczyć, nie nadużywałam tego sportu. Dziś jednak nie o tym.
Chodzę na basen, gdzie są 3 akweny wodne: rekreacyjny - dla dzieci; szkoleniowy - dla uczących się pływać i sportowy - dla pływających. Wiem, że nie wszyscy czują się w wodzie jak ryba, nie każdy też jest Otylią Jędrzejczak, ale może zanim ktoś zanurzy tyłek w wodzie to powinien oszacować swoje możliwości, następnie przełożyć na umiejętności i wybrać ten basen, który jest najbardziej dla niego odpowiedni? I tu zaczyna się mój problem, mój i pewnie nie tylko mój.
Byłam na basenie ... godzinę wybrałam nie najlepszą, bo 16:00 a wiadomo: ludzie z pracy, dzieci ze szkoły (tych akurat na sportowym nie ma, więc ten wpis nie o nich i nie do nich), babcie i mamy na gimnastykę, naukowcy z uczelni (bo basen uczelniany) itp., oznacza to, że część torów jest zarezerwowana i dla pospólstwa "z ulicy" czyli takich jak ja, pozostaje do dyspozycji 2-3 tory. Biorąc pod uwagę ilość pływających, robi się z tego 4-6 osób na torze. I ok, w takim zagęszczeniu nawet da się pływać o ile wszyscy utrzymują to samo tempo!!!
Tak kolorowo jednak nie jest, bo prawie zawsze znajdzie się jakaś lala w stroju dwuczęściowym, która postanowiła zaimponować swojemu koledze/koleżance, że ona też potrafi. I owszem POTRAFI, ale wyprowadzić mnie z równowagi. Gorzej jest tylko jak zbiorą się 2 takie kumoszki.
No więc wchodzi sobie ta Pani na "mój" sportowy i tym samym powoduje zator, bo zanim zacznie pływać to musi się nagadać ... i tak gada z koleżanką przy brzegu zajmując co najmniej pół dostępnej ścianki - a jak ktoś jeszcze zatrzyma się obok nich, bo właśnie próbuje odsapnąć - to nie ma się nawet od czego odbić. Jak już zsinieje z zimna to rusza do boju (czytaj: zacznie przemieszczać się ku drugiemu brzegowi) - sama nie wiem co gorsze, bo płynie w tempie mojego dziecka w kole dmuchanym. I tak płynie, płynie, pełznie wręcz krajoznawczo, 5 osób na torze, nie wiadomo czy czekać aż dopłynie do drugiego brzegu, bo to może i z parę minut potrwać, czy też lepiej ruszyć za nią i wyprzedzić o ile z naprzeciwka nikt nie nadpływa. Przeczucie jednak nakazało mi się przyglądnąć, zanim podejmę jakieś pływackie kroki.
Na początku daję jej szansę, a moja pływaczka już zbliża się do połowy ale (oczom nie wierzę) właśnie się zmęczyła w połowie basenu, więc buch na plecy i leży - odpoczywa chyba - paliwo się skończyło. Bingo! po prawie 2 minutach dopłynęła na drugą stronę. To co pomyślałam, to nawet księdzu na spowiedzi nie odważyłabym się powiedzieć. Najgorsze jednak jest to, że nie dała za wygraną i postanowiła wyrobić swoją 45 minutową normę!!
ZMIENIŁAM TOR!
Jakiś czas temu, gdy chodziłam na basen w godzinach wczesnoporonnych, moja koleżanka zapytała mnie czy cierpię na bezsenność? I przyznam, że kompletnie wtedy zapomniałam o tym co powyżej, ale dziś pamięć wróciła i nauczka też.
Byłam na basenie - ostatni raz po południu!
Zdjęcia pochodzą z zawodów pływackich organizowanych przez szkołę Kasi, na których to od dwóch lat jestem fotografem.
0 komentarze :
Prześlij komentarz