Sobotni poranek, 22 stopnie mrozu. Ponieważ po południu wybierałam się na Turbacz, robię sobie mały trening w krakowskie "góry". Przy pierwszym podejściu, gdzieś na wysokości podnóża Kopca omal nie umarłam (czytaj: nie udusiłam się) w smogu. Takiego syfu nie widziałam i nie czułam nigdy wcześniej. Nawet jak sięgam pamięcią w czasy dzieciństwa i przypominam sobie zapach kotłowni, gdzie paliło się węglem w piecu centralnego ogrzewania, to tego zabójczego smrodu nic nie pobije. Szybko na wdechu wdrapuję się na górę - tam jest ciut lepiej, ale ponieważ wciąż znajduję się w strefie rażenia, to widoki są zerowe. Biorąc pod uwagę powyższe, zupełnie zapomniałam o siarczystym mrozie.
I po co ja mam prowadzić "zdrowy tryb życia", skoro i tak mieszkam w smogu, który zabija mnie dzień po dniu? Chyba zacznę palić papierosy, bo przynajmniej mają filtr.
Ta szara warstwa u dołu to smog a może raczej "smok". Myślę, że z tą legendą o smoku wawelskim to jakaś bujda. Pewnie ktoś, kiedyś zrobił literówkę i tak już z wieku na wiek było przepisywane, a Wawel wybudowali na potrzeby tejże właśnie legendy. Żeby była jasność w temacie - zdjęcie pierwsze przedstawia panoramę Krakowa z Wawelem w tle.
"anorama Krakowa z Wawelem w tle" - jestem w szoku.
OdpowiedzUsuń