.

niedziela, 15 stycznia 2012

Lanckorona



Jeszcze kilka lat temu nie wchodziło w grę robienie zdjęć z moim dzieckiem, ponieważ do wyboru miałam czas z Kasią albo czas na zdjęcia, więc tak naprawdę nie było wyboru. Dziś, a właściwie półtora roku temu (z tamtego okresu pochodzą te zdjęcia) nastąpił punkt zwrotny w tej dziedzinie mojego życia. Od tej pory wypracowałyśmy sobie pewien układ. Ja mówię "jedziemy na wycieczkę" w podtekście "na zdjęcia" a ona już prawie siedzi w samochodzie z herbatą w termosie i kanapkami na drogę - bo co to za wycieczka bez wałówki. Ani ja, ani moja córka nie przepadamy za chodzeniem bez celu (czytaj: spacerowaniem) więc podjeżdżamy na z góry zaplanowane miejsce i tam przemieszczamy się w promieniu kilkuset metrów od samochodu. Czasami jest też tak, że ja "idę" robić zdjęcia, a ona siedzi w samochodzie - i nie pytajcie dlaczego nie wychodzi - bo NIE!. Wtedy promień odejścia od samochodu zmniejsza się do kilkunastu - kilkudziesięciu metrów i bynajmniej nie wynika to z wady wzroku. Lanckorona jest tego najlepszym przykładem, gdzie parking jest na środku rynku a odległość od miejsca, gdzie fotografowałam to 10-20 metrów. Praktycznie stoję w miejscu i obracam się wokół własnej osi :-) a Kasia jak dojrzeje do decyzji, żeby wyjść z samochodu, to po jakimś czasie dołącza do mnie.

Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. A skoro tak to wygląda to i rezultaty pozostawiają wiele do życzenia. Dlatego uważam, że najlepsze zdjęcia powstają w pojedynkę lub w grupie osób TYLKO fotografujących. Każdy inny, nawet najbardziej cierpliwy członek rodziny, przyjaciel etc. po 10 minutach już się nudzi, po 15 zaczyna przestępować z nogi na nogę, po 20 zadaje pytanie "ile można robić jedno zdjęcie?" a po 30 minutach proponuje, że się przejdzie i wróci za godzinę. I tu wszystkim fotografom, życzę tak wspaniałomyślnych współtowarzyszy, bo gorzej w przypadku tych, którzy na ten pomysł nie wpadną - wówczas nie kończy się to dobrze dla fotografującego. A należy wziąć pod uwagę, że jak już robimy zdjęcia to chyba nie idziemy po jedno ujęcie. Możemy jedno wybrać, ale to już inna kwestia.

Po powrocie z pleneru siadasz "do zdjęć", co znowu można rozpisać na 10, 20, 30 minut itd. zaciekawienia z zewnątrz, ale punkt kulminacyjny następuje w momencie chwalenia się rezultatami a często 1 (czytaj: jednym) rezultatem - i gwarantuję, że TU już na pewno zrozumienia nie znajdziesz - bo na postawione Ci pytanie, dlaczego tylko jedno, skoro tyle czasu je (w znaczeniu wszystkie) robiłeś i inne też są "dobre", nie ma dla pytającego, racjonalnego wytłumaczenia. Ja na szczęście w domu miałam fotografa, więc ten rodzinny problem mnie nie dotyczył, ale doświadczenie w wyżej opisanej kwestii mam.

Dawno, dawno temu w Lanckoronie. Październik 2010, ale chyba niewiele się tam zmieniło od tego czasu, po tym co widziałam u moich kolegów z początku stycznia 2012.

0 komentarze :

Prześlij komentarz