Spałam jak suseł. Rano świat wydawał się piękniejszy, przede wszystkim było jasno. Mam rozładowany telefon, bo ci Włosi wszędzie montują te swoje gniazdka, gdzie moje (polskie i nie tylko) wtyczki nie wchodzą i zero jakichś tam przelotek. Biorę prysznic i patrzę, a tam gniazdko. Jezu, NORMALNE gniazdko, z dziurkami idealnie pasującymi do mojej wtyczki. Pewnie Polacy kafelkowali łazienkę i stąd taka niespodzianka.
Telefon się ładuje, ja siedzę na tarasie i ładuję baterie. Słońce, niebieskie niebo, widok zapiera dech w piersiach, cudownie. A może trzeba było zostać w tym lesie? Teraz siedziałabym na tarasie i piła wino, a na noc mogłabym z niego wyjeżdżać?
Obsługa hotelu bardzo miła, zapłaciłam, pożegnałam się i jadę. Po 15 km przypomniałam sobie o telefonie, który ładuje się w łazience. Zawracam, muzyka gra i nagle przychodzi mi do głowy, że zadzwonię do hotelu i powiem im, że zostawiłam w łazience telefon, zanim ktoś mi go sprzątnie. Szuuuukam telefonu ... bez komentarza - po dłuższej chwili szukania też zajarzyłam :-)
Jak tu pięknie, jak ciepło, dzwonię do Tomka u którego mieszkaliśmy poprzednim razem. Tak, ma wolny apartament, mogę przyjechać, koszt taki i taki. Biorę, nie mam wyjścia. I kto powiedział, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu? Mała poprawka: wszystkie drogi prowadzą
do Tomka.
Mój samochód jest BOSKI. Co chwilę odkrywam w nim coś nowego. Wczoraj po całym dniu jazdy odkryłam, że mam przełączniki do radia na kierownicy, najpierw cały dzień uczyłam się obsługi tych na panelu, a dziś nauka od nowa... obsługi tych na kierownicy. Człowiek jednak uczy się całe życie.
.... ciąg dalszy nastąpi ....
wypatrywałam dzisiaj od razu kolejnego rozdziału twojej toskańskiej wyprawy....
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dotrwałaś do końca :-)
Usuń