Kilka dni podczas tegorocznych ferii Kasia spędziła u dziadków, a co za tym idzie nie mogło zabraknąć karmienia jedynej zwierzyny z gospodarstwa dziadków. Karmienie kur to już rytuał, chociaż tym razem nie wszystkim się z nimi podzieliła, część została skonsumowana na miejscu przez karmiącą. Może i garnek nie pierwszej czystości, ale nie dajmy się zwariować. Zdecydowanie zaliczam się do tych wyluzowanych matek, które pozwalają na eksperymenty. Zresztą, sama doskonale pamiętam ten smak i zapach z dzieciństwa, kiedy babcia gotowała ziemniaki kurom, umyte, w mundurkach, nie solone czyli zdrowie samo w sobie.
niedziela, 1 marca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Cudne zdjęcie!
OdpowiedzUsuńmoja babcia też miała kury i pamiętam ten kurnik, karmienie i nawoływanie babci i mój lekki niepokój kiedy przybiegały wygłodniałe...
dobre wspomnienia...
pozdrawiam ciepło - dorka
Bardzo lubię ten wiejski, niesterylny klimat.
OdpowiedzUsuńZdjęcie naprawdę dobre!
Dziękuję Moniko, właśnie za to co tu napisałaś lubię życie na wsi!
UsuńGreat shot, she is cute,
OdpowiedzUsuńHugs
She's best of the best. She's my daughter so it could not have been any other way ;-)
Usuń